poniedziałek, 17 grudnia 2012

Izotretynoina, a wyciskanie i rozdrapywanie wyprysków

     W tym miejscu dochodzimy do jednego z kluczowych zagadnień, jakim jest "grzebanie przy twarzy". Każda osoba, która kiedykolwiek doświadczyła trądziku doskonale wie, że czasami nachodzi nas nieodparta pokusa rozprawienia się z naszymi wypryskami poprzez ich wyciskanie i rozdrapywanie. Należałoby tutaj zastanowić się dlaczego tak nas korci do "dłubania" przy buzi. Wynika to zapewne z wielu przyczyn, a patrząc na swoją historię i "ręczne" próby rozprawienia się z trądzikiem, nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, dlaczego tak się działo. Najprawdopodobniej chodziło o rozdrażnienie, chęć wyżycia się, fatalne samopoczucie, zwątpienie w kolejną próbę wyleczenia, czy jak się okazało błędnego przesądu, że wyciskanie pomaga i przyspiesza gojenie ran. Mając kilkunastoletnie doświadczenie w walce z trądzikiem, mogę Wam przekazać jedną z najważniejszych zasad obchodzenia się ze swoją twarzą. Podczas kuracji, pod żadnym pozorem nie nie wyciskajcie i nie rozdrapujcie swoich wyprysków!
      Biorąc izotretynoinę istnieje duże ryzyko trwałego uszkodzenia cery. Jak wiadomo w trakcie leczenia nasza skóra ma właściwości skóry niemowlaka. Robi się bardzo cienka i nadwrażliwa na wszelkie uszkodzenia mechaniczne. W okresie zażywania leku małe, powierzchowne wypryski skórne goją się szybko i ładnie, ale wszelkie inne zmiany na twarzy uszkadzające jej strukturę (np. głębsze zadrapania, skaleczenia, czy ślady po wyduszaniu wyprysków) goją się dużo wolniej niż zwykle. Skóra traci wtedy zdolność do szybkiej regeneracji i odbudowy. Najpoważniejszą konsekwencją jaką możecie ponieść jeżeli nie opamiętacie się z wyciskaniem, to trwałe blizny potrądzikowe oraz przebarwienia skórne. Jestem tego żywym przykładem, ponieważ pamiętam sytuację, mogącą być dla Was przestrogą. Podczas pierwszej kuracji, będąc już po ładnych paru miesiącach przyjmowania leku, wyskoczył mi na twarzy wielki, podskórny, ropny pryszcz, którego chciałem się za wszelka cenę pozbyć. Miałem przez to fatalne samopoczucie i byłem zdołowany faktem, że po tak długim okresie kuracji pojawiają mi się paskudni, nieproszeni goście. Uporczywie próbowałem wydusić tego pryszcza. Robiłem to tak nieumiejętnie i tak bezmyślnie, że uszkodziłem sobie trwale skórę. Dziś mam pamiątkę na twarzy po tamtej fatalnej w skutkach operacji. Jest to dość spora blizna, która już zapewne będzie mi towarzyszyć do końca życia. Dlatego nie dajcie się ponieść emocjom i nie grzebcie przy twarzy, ponieważ będziecie żałować, tak jak ja żałuję tego teraz. Pamiętajcie, każdy pryszcz, nawet ten najbardziej paskudny prędzej czy później się zagoi i nie będzie po nim większego śladu. Z kolei blizny mogą Wam oszpecić wygląd do końca życia. Miejcie to proszę na uwadze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz